Gość Niedzielny  nr 12/22 – artykuł z dnia 24.03.2022

Działają jak sprawna armia: bronią dobra, godności. Walczą o miłość.

Na granicy pracują setki, jeśli nie tysiące kobiet wolontariuszek. Matki, harcerki, siostry zakonne. Z małych wsi i dużych miast. Gotują, roznoszą dary, sprzątają, przytulają, pomagają na dziesiątki sposobów. Bywa, że wyjeżdżają do Ukrainy i tam wspierają ofiary wojny. Przedstawiamy sylwetki i pracę dwóch niezwykłych kobiet, które w obliczu wojny zachowują się jak trzeba.  Wywiad z jedną z nich – Lidią Wierzbicką 

Dzieje się miłosierdzie

W harcerstwie działa kilkadziesiąt lat. Jest mamą pięciorga dzieci. Lidia Justyna Wierzbicka, pielęgniarka, mgr teologii – katechetka z LO w Zwoleniu, ratownik medyczny z Harcerskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, instruktorka  ZHR  pracuje wolontaryjnie na granicy polsko-ukraińskiej od początku wojny. Najpierw w Dorohusku, potem w Medyce. I jest wielkim wsparciem dla tysięcy ukraińskich matek i ich dzieci. Bo kto lepiej rozumie kobietę, matkę niż inna kobieta, matka? – W ramach HOPR działa nasz korpus medyczny. Doskonale sprawdził się już w Panamie, na Światowych Dniach Młodzieży, gdzie prowadziliśmy szpital polowy. Teraz ruszyliśmy na granicę, by służyć ludziom – opowiada druhna Lidia. Od wczesnego ranka na służbie. Wraz z instruktorami wolontariuszami pracuje w punkcie medycznym, dużej ogrzewalni dla matek ukraińskich i ich dzieci. Do domu, po kilkunastu dniach pracy, wraca na krótki odpoczynek. I znów jedzie na granicę. – Tu jestem potrzebna. Mamy przychodzą do nas, by odpocząć po ciężkiej podróży. Karmią, przewijają dzieci, są najczęściej przerażone, głodne, potrzebują chwili wytchnienia – opowiada L. Wierzbicka. – Muszą ochłonąć, czasem się przespać, napić gorącej herbaty. I potem pomyśleć, co robić ze sobą i dziećmi. Działamy tutaj non stop, zmianowo. Rozmawiamy, karmimy, sprzątamy. Nocą również, bo wojna nie omija nocy…

Początki były najtrudniejsze – chwilę trwało, zanim wszystkie służby w Medyce zaczęły działać w sposób zsynchronizowany, skoordynowany. Obecnie panuje porządek, chociaż sytuacja cały czas jest dynamiczna. I wszyscy pracują na najwyższych obrotach. – Harcerze wolontariusze przybywają tu z całej Polski. Działają jakiś czas, wracają. Kilka osób, w tym ja, jesteśmy niemal na stałe, bo potrzeba też ludzi, którzy mają doświadczenie i szerzej patrzą na wszystko. Naszym szefem – koordynatorem jest druh Adam Niemkiewicz z Gdańska – mówi druhna Lidia, której chyba łatwiej opowiadać o czyimś wysiłku i pracy niż o sobie. Zadania druhny Lidii to ocieranie łez, przytulanie dzieci, doradzenie, co zastosować na odparzoną niemowlęcą pupę i co robić, gdy mama traci pokarm, a także tulenie płaczącego dziecka, by mama mogła chociaż chwilę się przespać.

Na co dzień Lidia Wierzbicka jest katechetką w Zwoleniu. – Mam cudowne koleżanki i dyrekcję, która dała mi bezpłatny urlop na wieść, że jadę na granicę. W domu też rodzina bardzo mnie wspiera, mąż i dzieci w miarę możliwości pracują wolontaryjnie – opowiada. – Ta moja misja to również rodzaj świadectwa. Nie mogłabym głosić pięknych teorii o Panu Bogu, miłosierdziu, a jednocześnie nie działać. Miłosierdzie to konkret, nie słowa. Chcę, by to była najlepsza katecheza i nauka dla moich uczniów. Na granicy cały czas dzieje się miłosierdzie.

Pani Lidia musi kończyć rozmowę. Przyjechał kolejny autokar pełen dzieci i matek. Trzeba zająć się małym Saszką, przewinąć go i nakarmić, bo jego mama po prostu usiadła na materacu i płacze. (red. Agata Puśkowska

Służba ZHR  na granicy w Medyce – relacja

W Medyce przez 4 tygodnie pełniliśmy kilkanaście rodzajów służby. Jako harcerze dostosowywaliśmy się do potrzeb, więc gdy nie było jedzenia – gotowaliśmy w hinduskim foodtracku. Herbatę gotowaliśmy przez wiele nocy, bo temperatura spadała do -12 stopni, a ludzie czekali wiele godzin. Mieliśmy punkty dystrybucji produktów żywnościowych, osobno także dla małych dzieci. Prowadziliśmy i mamy 3 punkty ładowania komórek, 2 miejsca dla przewijania niemowląt. Gdy w naszej ekipie była harcerka polska ze Lwowa – prowadziła przez megafon bardzo potrzebną informację po ukraińsku. TKM. Transportowaliśmy bagaże, pomagaliśmy policji w organizacji autobusów do Przemyśla. I wiele innych. Ale pierwszoplanowymi służbami były i są te, które angażowały nas pod kątem ochrony zdrowia – czyli angażujące sanitariuszy, ratowników HOPR, ale też naszych ratowników KPP i medycznych. Bardzo często mieliśmy też lekarzy i to nie tylko z Polski, ale także z Francji, Niemiec, Włoch, a nawet Stanów Zjednoczonych. Prowadzimy punkt medyczny, transportujemy osoby starsze i niepełnosprawne na wózkach od granicy do autobusu, ale najwięcej osób przewinęło się przez nasze namioty ratowniczo- wytchnieniowe, które najbardziej są oblegane od wieczora do świtu. Namioty mają ograniczoną pojemność, więc dedykowaliśmy je matkom z małymi dziećmi, osobom starszym i niepełnosprawnym i ich rodzinom. Już kilka dni temu przekroczyliśmy 6 000 osób, którym udzieliliśmy schronienia od zimna, deszczu, śniegu. To miejsca, gdzie można ogrzać się, przespać się (po kilkudniowej tułaczce), przygotować pokarm dla dziecka, przewinąć je, zaopatrzyć w pieluchy, dostać zabawki i poczekać na rodzinę/znajomych, którzy jadą odebrać z granicy. Praca przez 4 tygodnie to wolontariat 180 harcerek i harcerzy ZHR, ale także naszych przyjaciół z ZHP Belgia, Harcerstwa Polskiego na Ukrainie, skautów z Belgii i kilkunastu wolontariuszy spoza harcerstwa (np. z USA). Oprócz osób korzystających z namiotów ratowniczych pomogliśmy dodatkowo ponad 22 000 osób potrzebujących naszych darów czy „usług”. Naszą pracę docenił także UNICEF – podarował nam specjalny namiot, który, opiekujemy się od 2 tygodni . W namiocie medycznym razem z harcerkami pracuje jako wolontariuszka p. Agnieszka Dobrowolska: ratownik medyczny – Kierownik Pogotowia Ratunkowego w Zwoleniu –
W ciągu 4 tygodni służby mieliśmy już ponad 30 przypadków wymagających wezwania karetki lub skierowania do szpitala w Przemyślu. Stąd też przez punkt przewinęło się już ponad 110 osób z Harcerskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego ZHR, ale też wyżej wspomnianych lekarzy i ratowników medycznych. Oczywiście nie byłoby punktu, gdyby nie Pogotowie Harcerek i Harcerzy ZHR – czyli harcerek i harcerzy działających w ramach specjalnego programu wychowawczego powołanego na pandemię i teraz na służbę dla Ukrainy. Co nas zagrzewa do służby na granicy: niesamowita wdzięczność ludzi – wiele razy przez łzy. Te gesty, podziękowania świadczące, że tu i teraz jesteśmy Im naprawdę potrzebni. Realna służba. To wszystko powoduje, że wiele i wielu z nas ma przeświadczenie, że więcej bierzemy niż dajemy.

Trzymajcie za nas kciuki – Adam Niemkiewicz (komendant Harcerskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego ZHR )